Wróciłem z urlopu. Nie udało mi sie totalnie odłączyć (cholerne WIFI w pokoju), ale zdecydowanie zajmowałem się czym innym. Urlop to taki fajny czas, kiedy możez przemyśleć wiele spraw, w totalnym odizolowaniu od problemów dnia codziennego. I tak podczas jednej z wędrówek wokół wulkanów zacząłem zastanawiać się nad tym dlaczego Internet tak bardzo mnie męczy. A męczy. Oj jak męczy.
I nie chodzi mi bynajmniej o to, że przegapiam rzeczywistość, że siedzę ciągle przy smartfonie, czy na fejsie. To akurat bardziej uczucie marnowania czasu. Męczy mnie coś zupełnie innego.
Kiedy przypominam sobie „życie przednetowe” to pamiętam, że większość rozmów i dyskusji była całkiem fajna. Fajnie gadało się na wspólne tematy z kumplami – czy były to deskorolki, czy gry komputerowe, czy cokolwiek innego. Później gry RPG i dyskusje o naszych postaciach AD&D. Rozmowy z rodzicami co prawda zahaczały o nieprzyjemne tematy (pokaż zeszyty!) ale generalnie było miło i przyjemnie. Jedyne napięte sytuacje to zbaczanie na politykę podczas niektórych rodzinnych okazji (choć szybko się temat zamykał) i… tyle. Owszem, spotykało się w życiu osoby bardzo wyraziste, osoby o innych poglądach, osoby które męczyły swoją obecnością, ale bardzo łatwo było po prostu się z nimi nie spotykać.
Wróciłem z urlopu do świata konfliktów i wyrazistości. Często porównuję fejsa do imprezy, tylko że na imprezie zazwyczaj gadka jest gładka. Po pierwsze każdy jest nieco zmiękczony alkoholem, po drugie podczas spotkań face2face chyba bardziej myślimy o tym co pomyśli druga osoba gdy jej coś powiemy. A w sieci…
…męczą mnie ludzie na siłę zaznaczający swoją odmienność,
…hejtujący wszystko co się rusza,
…lansujący się na ignorancję (kto to jest ten Kominek, nie znam go, buc, idiota, ruchacz),
…mówiący jaki jest Prawdziwy Polak, czy Prawdziwy Katolik (nie obchodzi Halloween),
…albo próbujący udowodnić jaki katolicyzm jest zacofany , a ateizm Wielce Oświecony,
…wplatający wszędzie politykę,
…matki wiedzące najlepiej i oceniające inne matki,
…tępy lud linczujący z krzykiem wszystko, zanim zapadnie wyrok i zanim pozna się fakty,
…wyrośnięci nonkonformiści którzy Na Każdy Temat muszą mieć alternatywne zdanie, bo przegapili swój nastoletni okres buntu,
…hejterzy blogosfery – tacy zajebiści bo to modne pojeździć po blogerach, choć samemu właściwie jest się nikim,
…wirtualni hipsterzy, e-rtyści ukrywający się pod kolorowymi nickami i popkulturowymi fotami zamiast zdjęcia profilowego, zaznaczający ciągle jak bardzo ich OFF jest bardziej OFF od innego OFFu który nie jest OFFem tylko tfu, MAINSTREAMEM,
…hejterzy hipsterów będący równocześnie zwykłymi szarymi everymenami,
…gimbazjalni wielbiciele Korwina którzy nie mają pojęcia o niczym oprócz chęci łykania chwytliwych haseł,
…okołopissowskie ciemne masy krzyczące o zamachu i zdradzie, wyzywający od żydów i komuchów,
…specjaliści od wszystkiego, którzy wypowiedzą się głośno na każdy temat zanim jeszcze przeczytają pytanie,
Każdy głośno. Każdy krzyczy. Z megafonem w ręku. Każdy stara się być tak wyrazisty jak to możliwe. Każdy przy pierwszej możliwej okazji musi wyskoczyć z trampoliny i strzelić potrójne salto ze śrubą jednocześnie wypierdując hymn republiki.
Męczy mnie to, że ci wszyscy ludzie sa obok. Tęsknię czasem za momentami w których Facebook był tylko dla mnie i moich znajomych. W realu nie spotykam takich ludzi i nie mam chęci żyć w ich świecie, jest on równoległy do mojego. Nie chcę ich słuchać, nie chcę z nimi rozmawiać. Ale oni tu są i tańczą dla mnie. Niestety. W komentarzach na fanpage’ach, w wątkach znajomych, w innych miejscach sieci.
Pamiętam, że IRL często nawet nie porusza się specjalnie tematu polityki, bo może ktoś jest innej opcji. I po co psuć atmosferę? Po co wdawać się w spory? Po co powodować, że ktoś poczuje się źle? Nie wyrażamy aż tylu opinii. Czasem po prostu o czymś pomyślimy. Owszem częściej mówimy rzeczy pozytywne, bo nie lubimy ch*owych sytuacji zaraz po objechaniu kogoś. Bo po co? W jakim celu? Nie lepiej sie pośmiać, napić, porozmawiać o rzeczach miłych, lekkich i przyjemnych? Śmiejemy się z Amerykanów, że trochę zakłamują rzeczywistość, bo nie narzekają po każdym „whassup” tylko mówią „great”. Bo może fajniej jest żyć w świecie pozytywnych informacji?
Nie. W sieci nie. W sieci trzeba NAPIERDALAĆ.
I bardzo, bardzo mnie to męczy.
Bardzo.
Aha, wiem. Ja sam jestem często bardzo wyrazisty. W ten sposób się bronię.
Tak, siebie pewnie też bym często męczył.
Życie.
Hough.