Dziś cały internet zelektryzowała jedna wiadomość. No dobrze – może nie cały – ale o tym też napiszę. Chodzi oczywiście o Segrittę i Nikongate. Ale najpierw wyjaśnię po kolei do czego doszło, w telegraficznym skrócie. A potem do tego się odniosę. Czuję, że będzie długo, więc młodzież nie dotrwa do końca.
Segritta – czyli Matylda Kozakiewicz, dość znana blogerka, pisze na swoim profilu o zepsutym aparacie. Nikon D70 którego posiada odmówił jej posłuszeństwa. Pisze tagując profil Nikon Polska, choć (to bardzo ważne bo będę się do tego odnosił) nie pisze tego żebrając o cokolwiek. Ok, dla osób nierozumiejących ironii (strasznie mi ich szkoda) ten wpis rzeczywiście nosi znamiona żebrania. A brzmi tak:
Wpis jak wpis, dość autoironiczny. Autoironiczne są też komentarze pod nim. Pewnie nic by dalej się nie wydarzyło gdyby nie reakcja Nikona, a raczej agencji go obsługującej. Otóż obiecuje ona darmową naprawę. Całkiem sensowne posunięcie (ale o tym za chwilę). Wszystko by zadziałało, ale… Nikon nie wywiązuje się z danych obietnic. Mijają tygodnie i miesiące, a sprawa wydaje się nie mieć końca. Nikon przysyła rachunek za naprawę (1300 zł, czyli znacznie więcej niż aparat jest wart). Następnie agencja która obiecała darmową naprawę odpisuje, że generalnie to do tego nie dojdzie i już.
Segritta zezłoszczona na całą sytuację postanawia opisac sprawe na swoim blogu, wrzucając przy okazji takie oto zdjęcie:
I wtedy zaczyna się… dym. Spróbuję się do niego odnieść w kilku punktach. Uwaga, niektóre będą ostre.
Liderzy opinii się liczą
Na samym początku musze odnieść się do liderów opinii jako takich. Wraz z rozwojem social mediów okazało się, że osoby wpływowe mają dość duże znaczenie dla pewnych usług i produktów. Dlaczego? Dlatego że mają dość duży zasięg społecznościowy i dość duży wpływ na swoich czytelników / followersów / fanów. To po prostu tak działa. Osoba wpływowa po prostu poleca lub odradza jakiś produkt, a osoby będące pod jej wpływem często postępują tak jak im mówi. Czy to coś nowego? Oczywiście że nie. Na tym polega używanie celebrytów w reklamie. Mówię o tych z TV takich jak Krzysiu Ibisz, Marek Konrad czy inne osoby. Są znane? Są. Po co występują w reklamach? Bo działają lepiej niż Gienek spod spożywczaka.
Prawda #1: W internecie nie wszyscy są równi.
Sorry. Taka jest brutalna prawda. Ja wiem, że niektórzy licealni lewicowcy teraz zbluzgają mnie za takie opinie, ale tak jest świat zbudowany. Z punktu widzenia marketera influencer jest o wiele wart niż jakiś sobek siedzący w domu i gadający ze swoją lampą. Bo influencer… ma influence. Easy as that.
Ale to żadna gwiazda!
To częsta opinia którą słyszę o blogerach. Szczególnie od osób „spoza branży”. To prawda. Nawet Kominek nie jest bardzo szeroko znany tak zwanej szerokiej publiczności. Ale tak właśnie będzie. To przyszłość. Kto w to nie wierzy niech przeczyta książkę Michała Janczewskiego „Cewebryci”. Przyszłość to rozdrobnienie gwiazdorstwa, które już powoli obserwujemy. Nie wystarczy zatrudnić jedną twarz znaną z TV. Już dziś promowanie marek dla młodych ludzi to często angażowanie iluść mniej znanych gwiazdek, czy influencerów. Kampanie z blogerami to często angażowanie iluś osób o zasięgu znacznie mniejszym niż pani z TV. Ale pań z TV będzie mniej i mniej. „W przyszłości każdy będzie sławny dla 15 osób” jak pisze Michał. Polecam.
Anti Escallation Policy
Tak więc warto inwestować w liderów opinii, nawet jeśli nie są az tak wpływowi jak gwiazdy z dużego ekranu, czy nawet z małego. I warto także liczyć się z konsekwencjami ich zdenerowowania. Dlaczego? Ano dlatego że to era social media. Gdzie każdy ma głos. Tylko że jeden głos jest cichszy, a drugi głośniejszy. I to jest właśnie problem. Na te głośniejsze trzeba po prostu bardziej zwracać uwagę.
Ted Rubin, którego miałem okazję słuchać podczas Social Enterprise 2012 mówił o tym jak w liniach JetBlue wprowadzono specjalną politykę dzięki której wszelkie negatywne wzmianki wykonywane przez zasięgowe osoby są traktowane o wiele poważniej. Gdy on sam zaczął narzekać na markę na Twitterze, korespondencję z nim przejął sam szef PR. Dlaczego? Dlatego że Ted ma ogromny zasięg społecznościowy!
I znowu – część z was może ogarnąć ludzka zawiść. Jak to, jak to, dlaczego tak, dlaczego nie wszyscy sa traktowani po równo? Bo to biznes, a nie kółko szkolne. Sorry. Takie życie. Oczywiście żadna firma tego nie powie na głos. Oczywiście każdy klient musi być traktowany dobrze. Ale po prostu ci bardziej wpływowi będa traktowani lepiej. Dlaczego? Dlatego że mogą wyrządzić więcej szkody. I więcej dobra przy odpowiednim ich potraktowaniu. Po prostu.
Reakcja internautów
Reakcje po całej akcji możemy podzielić na dwie grupy. Reakcję „tłumu” i reakcję „branży”.
Tłum zachował się oczywiście jak tłum. A tłum niestety jest głupi, czasami zastanawiam się nad słynna mądrością tłumu i czasami myślę, że to mit. Bo tłum to lincz. Tłum uwielbia linczować! Wystarczy rzucić jedno hasło.
Tym razem hasłem było „w dupie się blogerce poprzewracało, ona ŻĄDA!”. Nieważne, że żadnego żądania nie było. Nieważne że wcale nie chodzi o to że blogerka żądała i nie dostała. Chodzi o to, że jej obiecano i puszczono słowa na wiatr. To kolosalna różnica!
Ale tłum ma to gdzieś. Tłum uwielbia linczować blogerów. Nawet tych których czyta. Dlaczego? Dlatego że to ludzka zawiść. „Dlaczego ona ma mieć lepiej ode mnie?”. I sru. Tłum powtarza bzdurny arguemnt o rządaniu czegoś przez blogerkę. Część nie rozumie ironii wpisu, druga część po prostu ślepo powtarza po innych. Ot, głupota tłumu. LINCZ!
Pokażcie mi gdzie blogerzy żądają produktów. Proszę.
Tego w sumie się spodziewałem. Mniej spodziewałem się reakcji branży. Otóż wpis Matyldy raczej źle ocenia Natalia Hatalska, Maciek Budzich, Paweł Opydo i parę innych osób. Dla mnie – zupełnie niezrozumiale.
Gdzie Segritta popełniła błąd? Opisując całą sprawę? Na litość boską. Co w tym złego? Czy nie mogę napisać o blogu jak jakaś firma daje ciała? Dlaczego? Robi to mnóstwo osób! Jesteśmy po prostu rozeźlonymi konsumentami! A właśnie na tym polegają media społecznościowe! Dały nam głos! Dlaczego więc nie możemy o tym napisać?
Czy jeśli jestem zwykłą osobą to też mam ten zakaz? Czy dopiero bycie Znanym Blogerem mnie do tego obliguje? Dajcie spokój. Dla mnie to całkiem normalne zachowanie. Ba, sam pisałem o Netii i kilku innych firmach gdy mnie zeźliły. Chwaliłem te, które zachowały się dobrze albo w inny sposób mi się spodobały. To normalne zachowanie, do tego między innymi służą blogi!
Maciek, czy Natalia prowadzą blogi o określonej formule, blisko biznesu i marketingu, wyważone. Blog Matyldy jest dla mnie bliżej pierwotnej idei bloga – jest dość osobisty, czasem emocjonalny, życiowy. Dlaczego ma nie pisać o takicm fuckupie ze strony firmy? Kompletnie tego nie rozumiem. Czy jeśli byłaby mniej znaną blogerką toby mogła? Czy ja mogę, czy nie? Dlaczego?
I jeszcze jedno. Czy jako influencer muszę być skromny? Nigdy nie wolno mi zdawać sobie sprawy z tego, że firmy o mnie zabiegają? Czy każdy bloger musi być skromny niczym Maryja Dziewica? NIE! Nie narzucajcie im tego! Ja pewnie znając siebie, gdybym tylk został Znanym Blogerem (one day!) to pewnie miałbym do tego dystans, ale też swego rodzaju pewność siebie. I trochę próżności. Taki już jestem i koniec.
Czy to rzeczywiście był fuckup?
Podsumujmy to jeszcze raz. Nie byłoby niczego gdyby firma się nie odzywała. Ale firma coś obiecała! I nie obchodzi mnie to, że zrobiła to w jej imieniu agencja. Masz słabą agencję, to ją wymień. Zrobiła fuckup w twoim imieniu – cierp. Takie życie. Firma obiecuje coś a potem spektakularnie daje ciała nie wywiązując się. To naprawde nie jest normalne.
Czy to zaboli firmę?
Notka o kryzysach socialmediowych ciągle dojrzewa w mojej głowie, więc napiszę o tym w skrócie – większość tego typu kryzysów nie ma olbrzymiego przełożenia na wizerunek, czy na sprzedaż. Ale znowu musimy o tym myśleć w kategoriach rozdrobnienia. Kilka takich kryzysów i sytuacja może wyglądać inaczej. Ba, nawet ten jeden może nagle urosnąć. To nie USA gdzie tego typu kryzysy często rozrastają się o wiele bardziej, ale mimo wszystko wiele może się wydarzyć. A często zbadać realny wpływ tego typu wydarzeń na sprzedaż – w długim okresie. Więc tak łatwo bym tego nie bagatelizował.
Wnioski
Garść wniosków. W internecie nie wszyscy są równi, o influencerów trzeba dbać bardziej, bo mają większą siłę społecznościową i zasięg. Zacznij o tym myśleć poważnie, bo twoje reklamy w które tyle inwestujesz ludzie mają coraz częściej gdzieś :) Zastanów się nad tym jak możesz wykorzystać influencerów, a przynajmniej nad tym jak ich nie zdenerowować. Lepiej siedzieć cicho niż dawać obietnice bez pokrycia.
A jeśli jesteś zwykłą szarą myszką, niech dotrze do ciebie, że na świecie nie wszyscy są równi. To nie blog na takie przemyślenia (zapraszam po nie raczej tu) ale musiałem to napisać. Nigdy nie byli równi. I nigdy nie będą.
Social Media dały ludziom prawo głosu i nie odmawiajcie im tego. A ludzka zawiść i zazdrość? Będzie istniała. Celebryci mają swoich hejterów (prawie zawsze), dlaczego więc cewebryci mieliby ich nie mieć?
A na koniec zastanów się. Earned Media Value. Jak dużo kasy przepalane jest na niefektywne formy reklamy. Na kampanie w trakcie których ludzie wychodza do kibla, na bannery „target:all”, albo takie które mają bounce rate 99%. Na niskozasięgowe kanały tylko po to żeby pochwalić się ich ilością. A jak mało potrzeba, by zostawić po sobie dobry wizerunek wśród kilkudziesięciu tysięcy osób. Prawdziwy, nie podszyty kampanią z wymyślymi hasłami pisanymi przez copywriterów.
Naprawde mało. Think about it.