Ja, czyli Michał Górecki. Współtwórca netgeeks. Polak. Żonaty, jedno dziecko, jeden pies. Kategoria D. Prowadzę kilka blogów. I to chyba tyle. Mogę o sobie powiedzieć jeszcze kilka rzeczy, ale na pewno nie mogę powiedzieć jednej – że to ja jestem twarzą Burger Kinga :) Niestety. To nie ja. Kto? Okaże się jutro. Mam swoje typy.
Ale o co w takim razie chodziło? Mówi się, że jeśli niewiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Może tak. Ale nie w moim życiu (no właśnie – powiedziałaby mooja żona – no właśnie!). U mnie, jeśli niewiadomo o co chodzi, to chodzi o jaja. I zabawę. Tak też było w tym wypadku.
Kiedy zobaczyłem pierwsze notki o „tajemniczym blogerze” od razu przypomniała mi się scena ze „Spartacusa”. Ta konkretnie:
Napisałem więc notkę w której wyjaśniłem pokrótce że to ja. I wkleiłem ją we wszystkie newsy o BK które pojawiły się na moim wallu. I tyle. Czekałem. (Niestety tym razem prawie żaden Spartakus oprócz mnie nie wstał ;)))
Prawdę mówiąc myślałem że sprawa za chwilkę ucichnie. Wydawało mi się to logiczne – któż o zdrowych zmysłach mógłby myślec że to JA? :) Nasz blog istnieje co prawda już jakiś czas, ale traktujemy go zupełnie lajtowo, czasami nie piszemy nawet miesiąc czasu. Jest to dla nas raczej odskocznia niż stałe zajęcie. Żaden z nas – ani ja, ani Kmita, nie moglibyśmy nazwać siebie przede wszystkim „blogerami”. A już na pewno „znanymi”. Blogowanie to nasze hobby a nie zawód :) Piotrek jest freelance’owym grafikiem, ja pracuję w agencji reklamowej, gdzie zajmuję się social media (i nie tylko :P). Tworzenie buzzu w społecznościach to jedno z moich zadań, ale tym razem przecież nie było nawet żadnego budżetu – ot zupełnie spontaniczny pomysł. Zero strategii. Strategii było w tym tak mało, że nawet następnego dnia napisałem notkę prostującą całą sprawę, ale ujrzawszy ilość „wkręconych ” ludzi postanowiłem ją zdjąć. To oczywiście tylko podkręciło atmosferę. Pojawiły się linki do Netgeeks, ba, co bardziej obyci w necie wygooglali mojego blogowego huba (glogg.pl) na którym gromadzę wszystkie blogi które prowadzę.
Szkoda by było tego nie wykorzystać. Zmieniłem profil na GL (dodałem pozycję Amrest – Niezależny Konsultant), zmieniłem zdjęcie profilowe na FB, wrzuciłem też swoje zdjęcie na tle BK na Facebooka (miałem chęć – podczas wizyty w Promenadzie – zrobić zdjęcie z managerem BK ściskającym mi dłoń, niestety film na którym byliśmy skończył się za późno i BK był już zamknięty). Podmieniłem też zdjęcie tła na glogg.pl
„To ON! Notka zdjęta!”, „To ON, napisał notkę ZANIM zaczął się buzz w internecie!” (Tia, a PRAWDZIWY SAMOLOT WYLĄDOWAŁ GDZIE INDZIEJ!!!” :P ) Itp. Wpisy w komentarzach na Antywebie, na fanpage Burger Kinga i w innych miejscach rozmnażały się jak grzyby po deszczu. „To ON, ale KTO TO JEST?”. Pozostawało mi tylko siedzieć cichutko i śmiać się. Ba, śmiał się cały nasz pokój :) Chłopaki założyli nawet fanpage, aby uwiarygodnić całą sprawę.
Co zyskałem? Kilka rzeczy. Po pierwsze zabawę. Tak, stary jestem, ale zabawę lubię niezmiernie, nie wierzę w reinkarnację i chcę wybawić się w tym życiu ile się da – takie akcje strasznie mnie cieszą :)
Po drugie ruch na netgeeks. Oczywiście przysłowiowej dupy to nie urwało, ale z kilkudziesięciu – stu osób dziennie zrobiło się nagle kilkaset, w porywach do tysiąca (To i tak nic w porównaniu z dniami kiedy byliśmy na głównej Wykopu – 15K UU w jeden dzień!). NA stałe zaowocowało to wzrostem fanów – z siedemdziesięciu kilku ilość ta wzrosła do stu.
Po trzecie kasę. MNÓSTWOOOO KASYYYY. Jakieś 3 dolary z adsense :D Ech, dlaczego nikt nie kl… ee nie robi Sami Wiecie Czego (Nie Wolno Tego Sugerować! :P)
Ale to też nic.
Największym zyskiem było… skontaktowanie się ze mną przedstawicieli Burger Kinga :) Cała zabawa zaowocowała pewnymi profitami (wyłączcie zazdrość, niepieniężnymi :P) o których może niedługo napiszę. W to mi graj – lubię BK, wolę go od Mac Donalda, choć niestety rzadko do niego zaglądam (otwórzcie więcej lokali!). Za to jestem gorącym fanem KFC :) które też należy do Amrestu. (Może jakaś akcja… kiedyś… Hę? :> )
Tymczasem pozdrawiam wszystkich tych którzy uwierzyli, tych którzy świetnie się bawili a nawet tych którzy nie szczędzili mi negatywnych opinii – jako chwilowy mikro-celebryta musiałem się z tym liczyć ;) I pamiętajcie – nie wierzcie we wszystko co pisza w internecie! Dobrze na tym wyjdziecie :)