Koniec każdej dekady skłania do przemyśleń. Ok, oficjalnie rok 2010 należy jeszcze do lat „zerowych”, ale przecież nikt nie zaliczał roku 2000 do lat 90tych. Tak więc oficjalnie uważam lata zerowe za zakończone. No właśnie jak je nazywać? Brytyjczycy używają terminu „noughties” od „nought” używanego na określenia zera.
Ale zanim zastanowię się nad noughties, cofnijmy się chwilę w czasie i spójrzmy na inne dekady. Oczywiście żadna z nich nie miała ostrego początku ani zakończenia, jednak dość fajnie myśli się o nich jak o oddzielnych szufladkach. Poza tym ja – zupełnie subiektywnie – po prostu lubię takie uproszczenia :)
Zacznijmy od lat „dziesiątych”. Prawdę mówiąc nie wywołują one u mnie bardzo silnych skojarzeń. To trochę most do epoki nowożytnej – pamiętają jeszcze stare mocarstwa i są czesto świadkiem ich upadku. To dekada zbrojeń, potęgi militarnej i wreszcie wybuchu pierwszej wojny światowej.
Tonie Titanic, zostaje wykopany Kanał Panamski, pada Rosja i carat. Pod koniec dekady grypa hiszpanka zbiera obfite żniwo. Obrazkiem epoki jest dla mnie tonący Titanic, albo żołnierze w okopach – I W.Ś.
Po nich następują oczywiście lata dwudzieste – ryczące dwudziestki, czyli „roaring twenties”. To zerwanie z dotychczasowym porządkiem rzeczy i tradycjami. To era jazzu, art deco, czy wreszcie nowych „gadżetów” – radia, kina, czy samochodów. Ale dla mnie to przede wszystkim era prohibicji w USA, mnie lata 20te kojarzą się przede wszystkim z Chicagowską mafią, Nietykalnymi, gośćmi w garniturach w paski i karabinem w ręku. Oprócz tego kabarety, kobiety w kapelutkach i kabaretkach dzierżące w ręku długie fifki z papierosami.
Lata 30te nie kojarzą mi się jakoś silnie z czymś konkretnym – za wyjątkiem Wielkiego Kryzysu. W Europie to oczywiście czas poprzedzający wybuch II W.Ś. i wreszcie sam jej wybuch w 1939. Jeśli miałbym wybrać charakterystyczny obrazek, byłyby to właśnie protestujące tłumy. Znowu wybieram USA – no cóż, nie ukrywam, że kraj ten najmocniej działa mi na wyobraźnię :)
Lata 40te to przede wszystkim druga wojna światowa i trudno myśleć o nich w inny sposób. Skończyła się ona co prawda w ich połowie, ale waga tego wydarzenia nie pozwala myśleć o czymkolwiek innym. No dobra, spróbujmy – Obywatel Kane, Pippi Langstrumf, Mały Książe, Rok 1984, pierwsze filmy Disneya i Hitchcocka. Ale dla mnie to raczej nadal Adolf Hitler i jego okropieństwa.
Lata 50te to już dla mnie obraz dość wyraźny. Kojarzący się oczywiście z amerykańskimi filmami, rock and rollem i starymi samochodami. Filmy „Pleasantville” i „Powrót do Przyszłości” doskonale oddają te klimaty. Bal w amerykańskim „haj skulu”, poncz, kanciaste okulary, dziewczyny w zwiewnych kieckach, panowie zaczesani na bok i do tyłu z użyciem dwóch kilo brylantyny. To oczywiście też Elvis i Marylin Monroe. Tak, po latach dwudziestych to kolejna epoka która bardzo wyraźnie rysuje się w mojej głowie stanowiąc swoistą ikonę.
Sixties to oczywiście dekada rebelii. Delikatne przejażdżki w zaokrąglonych samochodach są zastąpione przez bunt i rewolucję obyczajową :) W 1960 roku w USA do sprzedaży wchodzi pigułka antykoncepcyjna – a HIV jeszcze nie ma. Luz, blues :D Wojna w Wietnamie rodzi coraz większy bunt, ruch hippisowski zaczyna rosnąć w siłę, choć mnie bardziej kojarzy się on z późniejsza dekadą. Kuba nie dałby by mi żyć gdybym nie wspomniał o Beatlesach – prawdopodobnie największym zespole w historii muzyki. Podczas gdy oni są jeszcze w miarę grzecznymi chłopcami w ulizanych fryzurach, podczas gdy Elvis tyje i tyje, na ulicę wyjeżdżają najwspanialsze fury w historii – muscle cary. I to one są dla mnie symbolem epoki. Mniam! :)
Lata 70te teoretycznie powinienem pamiętać, choć gdy kończyły się, miałem dopiero 3 lata :) Ale to co najsilniej się z nimi kojarzy to oczywiście kolorowy ruch hippisowski. Elvis obrasta w tłuszcz i dokonuje żywota, Beatlesi obrastają modnie w długie włosy. Czym innym można by wtedy jeździć, jeśli nie kolorowym VW z wielką pacyfą pośrodku? :) To także era DISCO, dzwonów i Afro. Z filmów polecam oczywiście Ulice San Francisco. A jeśli tam już jedziesz… „be sure to wear a flower in your hair” :) Late 70te są tez nazywane latami „młodości” a to dlatego, że w wiek dojrzałości wkraczał powojenny Baby Boom.
80s to kicz. Nieubłaganie. I to zarówno w wysublimowanej glam-formie w UK czy USA, jak i w bardziej swojskiej formie u nas. Kiczowate fryzury, kiczowate teledyski, właściwie wszystko było kiczowate :) Limahl i jego Kaja Goo Goo (co za nazwa! :D) doskonale oddaje swoim wyglądem epokę. O rany, to moje dzieciństwo. Masakra! :D Jednakże to właśnie z tego okresu pochodzą najwspanialsze filmy akcji (nie licząc kina kung fu lat 70tych) – filmy tak naiwne, że aż niesamowite :) Na świecie trwa zimna wojna, pojawiają się pierwsze powszechnie dostępne komputery – Spectrum, C64, Atari (fuj! :P)
OK. Czas na epokę w sumie dość niedawną (czyżby?) czyli znane już znakomitej większości z was – 90’s. Lata 90te odbierałem juz całkiem świadomie – to czas mojego liceum i studiów. Zastanawiałem się w trakcie – jakie tak na prawdę były… Nie wiedziałem wtedy ile z elementów tamtego świata odejdzie w zapomnienie. Lata 90te określiłbym jako grunge. Świetność zespołów rockowych, w Polsce to era dziewczyn w tshirtach i dżinsach, noszących wojskowe kostki i długie włosy. Jakże różnych od ich młodszych koleżanek – dresiar. Właśnie – trzeba szczerze powiedzieć, że to też początki dresiarstwa (któremu należy się oddzielna notka). To w końcu też wiele jakże nierockowych hiciorów Roxette, Dr Alban i inne – Rap – na początku niewinny jak MCHammer w końcu stał się bardzo potężną siłą muzyczną. Ja pozostanę jednak przy rocku i grunge’u – pozwolicie :) Nie można też nie wspomnieć o elektronice. W końcu to w latach 90tych zaczęliśmy używać komórek, a pod strzechami zagościły PCty a u szczęśliwców nawet Internet!
I wtedy „nadejszła wiełkopomna chwiła”. A z nią nowa dekada, nowe stulecie a nawet nowe millenium. Jaka była dekada lat 00? Na jednoznaczną ocenę i skojarzenia pewnie trzeba będzie jeszcze poczekać. Teraz jest zbyt świeża. Moda zmieniała się coraz szybciej – od silnie militarnych akcentów po styl Emo pod koniec dekady. Elektronika miała i ma coraz większy wpływ – nikt nie wyobraża sobie życia bez komórki. Pojawiło się życie online przyspieszające wykładniczo – ostatnie lata to Facebook i MMORPGi, takie jak choćby rozbijający rodziny World of Warcraft.
Zanikają subkultury, młodzież nieco (subiektywna opinia!) spłyca się i stawia na „image”. W Polsce z „niby subkultur” pozostaje dresiarstwo i Emo-dzieci. Na ulicy spotkać można połączenie skinheadów z punkami (WTF?) którzy w rzeczywistości mają poglądy hippisowskie (a słuchają reaggae). W końcu liczy się to co widać, w pokazać można coraz więcej, szczególnie online. Żyje się coraz szybciej, po co oglądać długi film, kiedy można obejrzeć szybko ileś krótkich filmików na youtube? Dostęp do informacji staje się nieograniczony, a sieć można przeszukiwać nawet z komórki. Do szkoły wszakże chodzą już osoby nie pamiętające czasów bez internetu. Tak więc moim typem symbolu noughties jest internet. Taki jakim go dzisiaj znamy. Bo jutro może być już zupełnie, zupełnie inny… :)