Cały trick w smażeniu krewetek polega na odpowiedniej zaprawie, ale jeszcze bardziej na odpowiedniej temperaturze oleju. Ale o tym później. Na początek po prostu musicie nabyć garść krewetek – tych dużych, królewskich. Takich co z angielska zwą się „prawns”, a nie „shrimps”. Takie bez nóżek i rączek, czerwone (czyli lekko ugotowane, surowe są szaro-czarne).
Składniki:
- kilkanaście krewetek królewskich
- natka pietruszki świeża lub suszona
- oliwa z oliwek
- olej
- czosnek
- białe wino
- cytryna
- mąka
Wlewamy do naczynia oliwę – tak, aby było jej ok 1 cm. Dodajmy drobno posiekany lub wyciśnięty czosnek, sypiemy natkę, trochę soli i pieprzu, wciskamy sok z połówki cytryny, i dolewamy białego wina – tyle, aby krewetki mogły być przykryte zalewą. Całość mieszamy, wkładamy krewetki i odstawiamy na dobre kilka godzin. Najlepiej do lodówki rzecz jasna.
Krewetki oprószamy mąką, lub po prostu wrzucamy na talerz z mąką i nieco panierujemy. Rozgrzewamy w tym czasie patelnię lub woka i wlewamy olej. Uwaga, to bardzo ważne, olej musi być naprawdę gorący! Na granicy palenia się. Inaczej krewetki będą po prostu gumowe.
Całość smażymy nie dłużej niż 6 minut, mieszając od czasu do czasu. Jeśli olej zacznie przypominać sos i ochłodzi się, możesz całość wyrzucić. Olej był za zimny. No dobra, chociaż spróbuj, może się udało :)
Wyjmujemy krewetki na talerz wyłożony ręcznikiem papierowym, powinny obcieknąć z oleju. Po chwili przekładamy na talerz i tada! Ja lubię je jeść z bułką paryską. Smacznego!