… jest salową od wielu, wielu lat. Co Pani by chciała najbardziej usłyszeć?
– Pio… piosenkię Pana Koracza o zdrowiu bym chciała najbardziej usłyszeć.
– Tak się szczęśliwie składa, że mamy pana Koracza na sali!”
Po czym następuje wspaniała piosenka o zdrowiu. To oczywiście fragment niezapomnianego “Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” Stanisława Barei. Ale ja nie o filmie tylko o służbie zdrowia naszej. Nieco mnie wspaniałej.
Nasza służba zdrowia to bardzo pożywny temat – bez niej mielibyśmy o wiele mniej tematów do narzekania. A Polak narzekać przecież musi – bez tego po prostu nie byłby sobą.
Nie chciałbym ciągle narzekać na Polskę. Nie chciałbym być także tym “co wyjechał i teraz tylko na Polskę psioczy”. Wręcz przeciwnie – mam zamiar już całkiem niedługo do Ojczyzny wrócić i właśnie jako Polak nad wieloma sprawami ubolewam. Tym bardziej gdy mam porównanie.
A porównanie mam całkiem dobre. Bo choć wiele spraw mnie tu drażni (o nich też kiedyś napiszę), to jednak lepszej służby zdrowia ze świecą szukać. Ale po kolei.
Jak jest w Polsce wie każdy chyba. Najpierw jako dziecko, gdy musi spędzać nie-wiadomo-ile-czasu w poczekalni, potem jako dorosły, który oprócz spędzania czasu w poczekalni musi jeszcze odprowadzać co miesiąc horendalne kwoty ze swoich dochodów. Niezależnie od tego czy ma zamiar z tej służby zdrowia w ogóle korzystać.
Płacimy więc składkę na ubezpieczenie chorobowe, użeramy się z Panią w Okienku (która jest bardzo spokrewniona rasowo z takimi tworami jak Pani z Poczty, czy Pani z Dziekanatu), i nie raz i nie dwa spotykamy się z delikatną “sugestią” dodatkowego prezentu czy gotówki.
Możemy oczywiście ubezpieczyć się prywatnie i zacząć leczyć się w którejś z klinik. Niestety nie zwalnia nas to z obowiązku płacenia składek w tej samej wysokości :( Oprócz tego okazuje się, że super kolorowo nie jest. Nie raz i nie dwa musimy nadal czekać w kolejkach (miałem okazję być ubezpieczonym w LIM i na wizytę lekarza czekałem czasem ponad miesiąc…), a ubezpieczenie i tak nie obejmuje wielu, wielu spraw. A jeśli chcemy by obejmowała, to składka miesięczna też będzie nielicha.
A co ze sprawami mniej “chorowitymi” typu poród? No też kolorowo nie jest. Większość podstawowych ubezpieczeń nie obejmuje wcale tej “przeyjemności”, zresztą prywatnych klinik położniczych wcale dużo nie mamy. A poród w państwowym szpitalu? To żadne dykteryjki, to informacje bezpośrednio od znajomych – “niech się pani umyje!” (zaraz po porodzie!), “winda jest zepsuta, prysznic jest piętro wyżej”. Horror. O indywidualnej opiece, wyborze położnej, asyście swojego ginekologa, czy wybranego pediatry, znieczuleniu na zamówienie nie ma co mówić oczywiście.
Ok – nie wymagam, aby to wszystko było dostępne za darmo i dla każdego. To utopia, a ja pogodziłem się że świat nie jest sprawiedliwy, są na nim biedni i bogaci.
Na koniec, zanim przejdę do opisu tego jak-mogło-by-być dodam jeszcze jedną beznadziejną sprawę, czyli kwestię farmaceutyczną. Polska to podobno jeden z największych rynków w Europie jeśli chodzi o sprzedaż leków bez recepty. Polacy są, niestety, na trzecim miejscu na całym świecie, jeśli chodzi o spożycie leków przeciwbólowych bez recepty, w 2008 roku wydaliśmy na nie ponad 20 miliardów złotych.
Z drugiej strony trudno się dziwić – wszędzie atakują nas reklamy cudownych specyfików – oczywiście głównie ibuprofenu i paracetamolu. W różnych opakowania, kolorach, formach, kapsułkach itp. Kiedy znikną – pojawiają się reklamy specyfików na zaparcie przeplatane z reklamami specyfików na biegunkę. MASAKRA.
Repy zacierają ręce, a ludzie kupuję i kupują.
A jak być może? Recepty na uzdrowienie nie mam. Wyraźnie chcę zaznaczyć – nie jestem ani lekarzem, ani farmaceutą, ani (całe szczęście!) repem. Jestem zwykłym pacjentem. I jako pacjent, po wyjeździe do Szwajcarii doznałem SZOKU.
Otóż oczywiście nie odprowadza się tu żadnych składek “państwowych”. Pracodawca ubezpiecza pracownika prywatnie (a jeśli prywatnie to istnieje konkurencja, czytaj: TO SIĘ OPŁACA!), i ten właśnie ubezpieczyciel zwraca niemalże WSZYSTKIE koszty leczenia. Oprócz operacji plastycznych i ze sporymi ograniczeniami (niestety) jeśli chodzi o stomatologię. Zwracane jest też 80% ceny leków na receptę. Zwracane są koszty operacji (na przykład przegrody nosowej), czy na przykład kolana.
Tak więc niemalże za darmo korzystamy z prywatnej służby zdrowia. Która oczywiście jest na najwyższym poziomie. Nie tylko lekarskim (o tym za chwilę), ale także kulturalnym.
Lekarskim – cóż, może to przypadek, ale tu, podczas pierwszej wizyty, laryngolog zdiagnozował moje (odwieczne) problemy z drogami oddechowymi i połączył je z problemami gastrycznymi. Żaden larygnolog – a byłem u kilkudziesięciu, w tym u polskich LEGEND laryngologii – na to nie wpadł. Przez prawie 30 lat. Aha, ten lekarz to Polak na emigracji (od kilkunastu lat).
A poziomie kulturalnym? No cóż – lekarz wychodzi do pacjenta do poczekalni, podaję rękę, uśmiecha się, zaprasza. Nie bombarduje niepotrzebnymi informacjami, nie mówi o poziomie pierdofenyloftaleiny i innych rzeczach które pacjenta nie obchodzą. Mówi jak coś jest źle i co konkretnie zrobić.
Jeśli chodzi o poród – nie ma problemu z porodem w prywatnej klinice (ubezpieczenie zwraca!). Trzeba dopłacić nieco do sali jednoosobowej, domyślnie dwuosobowa. Przy porodzie jest oczywiście lekarz prowadzący, a także wybrany pediatra. Na sam poród nie trzeba brać ze sobą praktycznie nic (ach te listy rzeczy które trzeba brać ze sobą na poród!), wszystko dostaje się od kliniki. I wszyscy są zadowoleni – wszak działa tu ta sama zasada co w przypadku zwykłych ubezpieczeń – wszyscy mają pieniądze i wszyscy są szczęśliwi…
A na koniec słówko o aptekach. Reklam leków nie widziałem w ogóle, nie wiem czy nie są zabronione. Środki przeciwbólowe sprzedawane są jedynie w aptekach (a nie w sklepach spożywczych, czy na stacjach benzynowych). Bez recepty w ogóle kupić można bardzo mało, a jeśli już się to kupi, to aptekarz bardzo dokładnie dowiaduje się, czy wiemy jak z tego korzystać, instruuje nas i daje odpowiednią naklejkę na opakowanie.
Tak, opieka medyczna to coś za czyn na pewno będę tęsknił po powrocie do Polski. I pomyśleć jak bardzo ludzie boją się prywatyzacji służby zdrowia. Czy nie mogą zrozumieć, że NIE trzeba płacić za każdą wizytę, bo istnieje instytucja ubezpieczeń? Prywatnych?. No cóż. Tu też musimy dojrzeć. Pytanie brzmi – kiedy?